Podobno kiedy przyzna się publicznie do jakiegoś postanowienia, łatwiej je zrealizować. Czas więc i na mnie. Life Geek czekają zmiany. Przez najbliższych kilka tygodni blog będzie się przeobrażać. I „fizycznie”, i treściowo. Choć nie tak bardzo, jak sobie wyobrażasz.

 

Po co to wszystko?

Przez bardzo długi czas Life Geek po prostu było. Ja czułam potrzebę pisania i wrzucania na fan page geekowych obrazków, Czytelnicy z tym pomysłem czuli się całkiem spoko. Jasne, zmieniał się wygląd bloga, ale nigdy nie zmieniała się tematyka.

Bo tak naprawdę wcale jej nie było.

Nie zrozum mnie źle. No jasne, że pisałam o książkach, o filmach, o grach, o lifehackowaniu i geek podkoszulkach. Tylko, że mocno bez celu. A raczej – cel zgubił się już w pierwszych miesiącach istnienia bloga.

W zeszłym roku mocniej zajęłam się Life Geek. Przeszłam od „a może by tu coś tak wrzucić” do regularnych tekstów i regularnej ich promocji. Liczby rosły, ale ja czułam się z tym coraz gorzej. Pomysł na bloga rozmywał się.

Life Geek traktowało po trochu o wszystkim, ale nigdy o czymś szczególnym. Czasem zmieniało się w bloga popkulturowego, czasem w poradnik, innym razem upodabniało do serwisów typu Buzzfeed.

Każdy z tych tekstów osobno był czymś, co bardzo chciałam napisać, ale żaden z nich nie składał się w całość. Całość, z której byłabym naprawdę dumna. Nigdy też nie chciałam być ekspertem od popkultury czy serwisem o śmiesznych kotkach.

Więc zaczęło się kombinowanie.

Poświęciłam ogrom czasu, żeby znaleźć tą jedną, jedyną formułę na bloga. Myślałam nawet o tym, żeby darować sobie pisanie w ogóle. Bez sensu pisać dla samego pisania, co nie?

No i wreszcie to do mnie przyszło.

Wracam do pomysłu z samego początku.

 

Nowe/stare Life Geek

W zamierzchłych czasach, Life Geek miał być blogiem ideowo zbliżonym do Geekologie. Nie chodziło o to, że chciałam pisać mnóstwo głupiutkich newsów o perfumach o zapachu bekonu, spokojnie. :) Zależało mi, żeby pisać o geek kulturze szerzej, nieco bardziej analitycznie. Nie wpadać w recenzowanie gier czy filmów, ale komentować newsy z Comic-Conów, tworzyć dłuższe teksty na temat LARPów, pisać o nietypowych geekowych hobby, czy nawet analizować, jakie znaczenie dla popkultury ma w USA boczek.

Przez dwa ostatnie lata napisałam kilka takich tekstów, jak choćby ten o pochodzeniu słowa geek. Być może nie były to najpopularniejsze teksty na blogu, mnie sprawiały najwięcej satysfakcji, dumy i radości. To było prawdziwe Life Geek.

Chcę do tego wrócić, a raczej – porządnie się tym zająć. Z bloga nie znikną oczywiście recenzje czy teksty popkulturowe. Już teraz piszą się co najmniej dwie książkowe recenzje. Będę raczej zwiększać ilość tych geek-kulturowych (geek-lifestylowych? ;)). Mam nadzieję, że z czasem funkcję „polecacza” przejmie tworzący się w bólach podcast.

 

Będą nowości

To nie koniec. Nie umiem tak zacząć bez pi***nięcia. :D

Zmieni się i rozbuduje, sekcja lifehackingowa. W niej też dużo mnie uwierało. No bo chciałabym pisać o czymś więcej, niż 15 sposobach na świąteczne porządki i odkręcaniu butelki z piwem łokciem.

To, co pociąga mnie w lifehackingu, to chęć upraszczania życia, kreatywnego wykorzystywania naszej przestrzeni i nowoczesnych technologii, by żyć lepiej, mądrzej i nie tracić czasu na niepotrzebne pierdoły. Przyznasz, że redukowanie tego podejścia do kilku zgrabnych sztuczek jest mocno niesprawiedliwe.

Dlatego wymyśliłam sobie inny, ładnie po angielsku brzmiący termin, smart living. A potem okazało się, że taki termin już istnieje i znaczy dokładnie to, o czym pisałam w poprzednim akapicie. Jednym słowem: idealnie.

Jeśli smart living kojarzy ci się z technologią, smartdomem i smartfonem, to bardzo dobrze! Bo ten termin ma dużo wspólnego z technologiami, chociaż nie tylko. W moim wydaniu to taki lifehacking plus. Zresztą sam się przekonasz, jak tylko pojawią się pierwsze teksty.

 

#Zmiany

Pewnie zdążyłeś już zauważyć, że nowe Life Geek nie różni się dużo od starego Life Geek. I dobrze. Nie zacznę przecież teraz pisać nagle o inwestowaniu na giełdzie. :) Ale bardzo ważne jest dla mnie, że udało mi się jakoś to, co pojawia się na blogu, sklasyfikować i nazwać.

Bo teraz wiem, że gdzieś biegnę, a nie przebieram nogami bez celu.

Blog zmieni się też na zewnątrz, chociaż nie będą to specjalnie drastyczne zmiany. Nowa tematyka pojawi się tu i tam, czeka mnie też nieduży redesign głównej strony, bo zwyczajnie już mi się znudziła w tej formie. Nie zadzieje się nic, co mogłoby cię negatywnie zaskoczyć.

Ale z drugiej strony – jeśli coś takiego by się przydarzyło, jeśli w ogóle czujesz że ta droga nie ma sensu, to pisz. W komentarzu, na maila, odpowiadając na newsletter. Zajrzę, przeczytam i przyswoję wszystko. Jeśli chciałbyś pogratulować mi pomysłu, to na poklepywanie po plecach też się nie obrażę.

No i hej – fajnie, że tu jesteś. :)