Dobre, złe, zdrowotne, jedzeniowe i zawodowe. Nawyki. Podobno aż 40% naszego życia to czyste nawyki i to dzięki nim, a nie sekretnym systemom i zasadom możemy ogarnąć i usystematyzować życie.
To dlatego maj poświęcony będzie właśnie nawykom. Pierwszy (miejmy nadzieję!) ciepły miesiąc, w którym chce się więcej i łatwiej wdrożyć postanowienia.
O czym będę pisać w maju?
W maju nauczymy się sporo o nawykach. O tym, jak je dobrze zaplanować, dlaczego nie zawsze „działają”, z jakich aplikacji do nawyków warto korzystać (i dlaczego w ogóle warto z nich korzystać).
Ten miesiąc będzie jednak nieco inny niż poprzednie. Przede wszystkim będzie jeszcze więcej PRAKTYKI. Zamiast pisać o sztuczkach i lifehackach, na własnym przykładzie pokażę, jak wdrażam nawyki, co działa a co nie. Pokażę, jak automatyzuję i optymalizuję nawyki.
Dużo więcej będzie się działo na Instagramie i na fan page Life Geek niż tutaj, dlatego jeśli jeszcze nie lubimy się w obu tych miejscach, to serdecznie zapraszam do kliknięcia w oba te lineczki!
Pamiętaj też, że zawsze warto zapisać się do lifegeekowego newslettera. Po pierwsze, możesz dzięki temu mieć stały dostęp do Biblioteczki Life Geek, czyli miejsca, w którym znajdziesz wszystkie dodatkowe materiały dla newsletterowiczów, po drugie – to właśnie tam pojawiać się będą podsumowania nawykowych tygodni w tym miesiącu. I po trzecie, najważniejsze – tradycyjnie już na koniec nawykowego miesiąca dostępne będą dodatkowe materiały wyłącznie dla zapisanych.
Koniecznie daj znać, jak u ciebie z nawykami – pracujesz nad nimi czy zupełnie nie?
To tak trochę zachęca do wyłączenia subskrypcji dla bloga ;-)
Po co tyle social mediów, blogów, newsletterów, jeśli trzeba mieć wszystko żeby nic nie uronić. To trochę takie… mało smart :P
To się nazywa frontem do klienta, proszę Pana. :) Każdy jest gdzieś indziej i nie każdy ma czas / ochotę za każdym razem sprawdzać co na blogu, a moją intencją nie są puste UU, tylko realna pomoc. Dlatego na blogu jest więcej teorii, a w socialkach pokazuję jak ja tę teorię przerabiam.
Nie trzeba nadganiać wszystkiego, mozna czytać tylko bloga i też wyciągać tyle, ile się da. :)
Ale jeśli ktoś jest anti-social-media, to praktyka (bo tak rozumiem „teorię przerabiam”) jest dla niego niedostępna?
To też da radę, ale jakoś sobie nie wyobrażam, że ktoś kto czyta mojego bloga nie ma totalnie nic wspólnego z socialkami. :D
Totalnie nic to może nie, ale fakt faktem staram się je ograniczać, stąd polityka na każdym kanale co innego a czasem nawet webinar jest mi mocno nie na rękę :-)
Mi raczej brakuje sensownych nawyków niż mam. I to nawet nie tak, że nie chcę, tylko masa czasu mi się marnuje na bzdury (typu fb), co trochę nakręca spiralę: mam przez to poczucie wiecznego niedoczasu, więc np. w weekend zamiast gotować zamawiam jedzenie, żeby było szybciej. Po czym zaoszczędzony czas i tak gdzieś wsiąka…
W ten piątek mam umówionego dietetyka, więc tak czy siak trochę będę musiał w swoim trybie życia pozmieniać. Liczę, że przy okazji uda się przemycić nieco więcej ogarnięcia.
Trzymam kciuki za dietetyka, a „sensowne nawyki” to bardzo fajny trop do zbadania przeze mnie na później, dzięki za podpowiedź, bo chętnie i w tym pomogę!
Ja próbowałem z użyciem aplikacji Habit Bull poprawić coś w swoim życiu. Jako, że jestem z natury oszczędnym (rzucam pieniądze tylko tam, gdzie to jest tego warte) na początku testowałem wersję bezpłatną, z maksymalnie 5 nawykami. Podchodziłem do tego 2 razy i nigdy nie udało mi się więcej, niż 10 dni wytrwać w swoich postanowieniach. Mam na to teorię – za dużo rzeczy na raz na 1 dzień ustawiałem. Przykładowo, moje popołudnie wyglądało tak:
– 20 min z Duolingo
– min 30 min z gitarą
– min 1h czytania
To daje nam już jakieś 2:30h (bo jeszcze trzeba sprzęt gitarowy podłączyć + jakieś przerwy w trakcie). To jednak nie moje jedyne rzeczy do zrobienia popołudniami: na rowerze człowiek by pojeździł (+2h jak już idę), czasem trening wpada (3h nie moje), obiad czasem trzeba ugotować na najbliższe dni (1:30h jak nic), pograć na konsoli, porobić coś razem z narzeczoną, wyspać się… Nagle się okazuje, że z moich nawyków nici, bo zajmują mi większość dostępnego czasu wolnego i porzucam je po wspomnianych 10 dniach. Możliwe, że założyłem sobie za ambitne cele i po prostu za dużo na raz na dzień.
Ty sobie na głowę wziąłeś trochę odpowiednik zbudowania Kaplicy Sykstyńskiej z tymi nawykami. ;) Nie tylko za dużo, ale i za duże nawyki brałeś na klatę. :D W czwartek będzie o tym, dlaczego nawyki „nie działają” :D
Jakie tam za duże… To raptem 2,5h dziennie :D
A tak serio to chyba faktycznie przesadziłem… Pomyślałem, jak jedną z tych rzeczy będę robił na dzień to za długo mi zajmie postęp w każdej z tych kategorii i nabywanie tego nawyku, dlatego chciałem wszystko codziennie :D
I rzuciłeś w cholerę. A można malutko, ale codziennie. Zdecydowanie drugi sposób jest lepszy!