Wykonywanie jakiejkolwiek pracy wymagającej ode mnie skupienia nie ma szans się udać bez muzyki. Oprócz doboru kawałków (o czym poniżej), równie ważna jest jakość dźwięku, bo tekturowe basy i płaska góra podziałałyby na mnie tylko jeszcze gorzej. Dlatego tak ważne są dobre słuchawki do pracy.

Stali czytelnicy bloga na pewno pamiętają zresztą jak próbowałam wybrać najlepsze słuchawki do 500 zł, ale wiedzą też pewnie, że wpis nigdy nie doczekał się części drugiej – po prostu ilość i różnorodność modeli mnie pokonała i nie byłam w stanie wybrać nic.

Dobre słuchawki do pracy

Na szczęście na ratunek przyszedł mi… mój własny pracodawca, który ufundował całemu zespołowi nowe słuchawki (PHILIPS SHB7000/10). Słuchawki bezprzewodowe, dodam, do których nigdy nie byłam przekonana, ze względu na konieczność ładowania i (moim subiektywnym zdaniem) gorszy dźwięk.

Po prawie dwóch tygodniach użytkowania mogę wreszcie powiedzieć, że nie jest tak źle!

philips_shb7000_noir_bluetooth_c1306181379992A_210019764

Nie są to słuchawki do końca w moim typie, głównie dlatego, że są raczej zamknięte (a ja lubię wiedzieć, co dzieje się wokół mnie), dodatkowo dość mocno ściskają uszy (albo to ja mam taką wielką głowę ;)). Czyli, jeśli jesteś kobietą, to o dużych kolczykach i Philipsach zapomnij. Been there, done that. Na szczęście nadrabiają wyglądem, wydaje mi się też, że są dość trwałe.

To co najważniejsze, czyli dźwięk w PHILIPS SHB7000/10 jest bardziej, niż przyzwoity – bas nie „łamie żeber” (pozdrowienia dla Troyanna ;)) i dobrze, bo nie mam wrażenia przesterowanej muzyki. Pozostałe tony są dość czyste, wyraźne, ale brakuje mi odrobiny przestrzeni. Nie wydaje mi się za to, żeby brak kabla powodował jakąś specjalną utratę jakości.

Fajnym elementem jest dodatkowy przycisk, umożliwiający odbieranie rozmów i puszczanie/pauzowanie muzyki, a także drugi, czerwony, umożliwiający przyciszanie i pogłaśnianie, a także nawigację między utworami – to sprawia, że to zdecydowanie dobry wybór właśnie do różnorakich prac biurowych, szczególnie do częstych rozmów przez Skype’a.

Przeczytałam gdzieś w internetach, że to najlepsze spośród niedrogich (w Polsce ceny zaczynają się od 199 zł) słuchawek bezprzewodowych i nie pozostaje mi nic innego, jak się z tym zgodzić. W zasadzie dałabym tym słuchawkom mocną czwóreczkę i przeszła nad tym wszystkim do porządku dziennego, ale pomyślałam, że wpis o najlepszych (no – dobrych) słuchawkach do pracy przy okazji może być pretekstem do pokazania CZEGO słucham w tym czasie.

Stąd mały bonus w postaci ciekawych Spotify’owych playlist, oczywiście nawiązujących do geek-popkultury. To nie jedyna muzyka, jakiej słucham (chętnych do zobaczenia innych moich ulubionych kawałków zachęcam do odnalezienia mnie na Spotify), ale chciałabym pokazać tu tą „w klimacie”.

Moje ulubione geek-playlisty

1. Chiptune

Nie jestem wielką fanką chiptune, ale ta playlista ma całkiem sporo dobrych, niekoniecznie „kanonicznych” kawałków.

Przeznaczenie: Doskonała na poranne poprawienie humoru albo pokonanie polunchowego lenistwa.

2. Best Tracks From Tarantino Films

Nie wiem, co uwielbiam bardziej – filmy Tarantino, czy specyficzny rodzaj muzyki, który się do nich tworzy. Niezależnie od wszystkiego, tej playlisty nie mogło u mnie zabraknąć.

Przeznaczenie: Na dobry, niezbyt intensywny dzień w pracy. Żeby się podelektować. ;)

3. Apple Commercial Songs

Bo tu po prostu nie ma złych kawałków, tak jak Apple nie zrobił nigdy złej reklamówki. :)

Przeznaczenie: Na każdy nastrój, chociaż nieczęsto – to zbyt charakterystyczne utwory, by można było słuchać ich w kółko.

4. Sons of Anarchy

Jeden z moich ulubionych seriali, który jest bezpośrednim powodem mojej trwającej już kilka miesięcy fazy na amerykański rock z domieszką country. Cierpi na tym moja rodzina i znajomi, ale screw it. ;)

Przeznaczenie: Zawsze i wszędzie, najchętniej na Route 66. ;)

5. Games

Bardzo dobra, przekrojowa składanka przez soundracki ze znanych i lubianych gier. Stworzona przez Piotrka „Diabła” Skoroka, także tym bardziej warto zasubskrybować. Dużo utworów w fajnych, symfonicznych wersjach – niekoniecznie oryginalnych.

Przeznaczenie: Do tasków wymagających skupienia. Najlepiej.

6. LukHash – Falling Apart

Last but not least – nie playlista, ale cała płyta. Najfajniejsze połączenie chiptune i porządnej elektroniki, jakie słyszałam w życiu. O LukHashu pisałam już wcześniej, więc teraz nie będę się powtarzać. Po prostu trzeba spróbować.

Przeznaczenie: Chętnie w drodze i z pracy lub podczas czytania porannej prasówki. Dobrze nastraja na resztę dnia!

Tradycyjnie czekam na Wasze ulubione playlisty w klimacie geek. Podzielcie się nimi w komentarzach!

główna fota: Meyer Felix via photopin cc