No i wreszcie nadszedł ten czas, kiedy mogę podsumować pierwsze lifegeekowe wyzwanie – 30 minut ruchu dziennie przez 30 dni.

Więcej o tym, o co chodzi w wyzwaniach i dlaczego akurat to poszło na pierwszy ogień oczywiście w pierwszym tekście, zapowiadającym cały ten ambaras. A dziś podsumowanie.

Przede wszystkim…

Czy się udało?

Tak, udało się. Przez 30 dni ruszałam się codziennie przez 30 minut (chodzi o ruszanie się w tempie średnim do intensywnego, czyli od dłuższego spaceru do biegania). bez wymówek i bez marudzenia. Poniżej moje wyniki z Habitbull. Można też podejrzeć moje zmagania na Instagramie.

Szczegóły wyzwania

Przez wyzwanie Life Geek przewinęły się takie aktywności:

  • bieganie – biegam z planem treningowym Endomondo (plan premium), w ramach którego uczę się biegania na 5km. Ciągle jestem słabym wielbłądem jeśli chodzi o tę formę ruchu, więc powolutku zwiększam dystanse, prędkość i intensywność biegu;
  • jeżdżenie na rowerku stacjonarnym – najczęściej jeżdżę do Netflixa, z różnym poziomem intensywności w zależności od samopoczucia;
  • Ring Fit Adventure na Switcha – czyli gra RPG połączona z ćwiczeniami, którą kupiłam mniej-więcej w połowie wyzwania, jako urozmaicenie dni niebiegowych. Będzie jeszcze trochę o Ring Ficie na blogu, bo to świetne narzędzie!
  • spacerowanie ze zwierzakami – kilka razy w ciągu wyzwania byłam mocno zmęczona, więc zamieniłam bardzo intensywne formy spędzania czasu na takie średnio intensywne – z niezłym skutkiem;

Wnioski z wyzwania

Na początek wnioski z samej organizacji wyzwania. Kilka rzeczy, które nasunęło mi się na myśl:

  • nie wymagaj od siebie robienia czegoś codziennie przez 30 dni, jeśli wiąże się to z dużym wysiłkiem – byłam przygotowana, że wyzwanie będzie wyzwaniem, ale w jego trakcie cały czas myślałam o tobie. Czyli takim – wybacz – zwykłym Kowalskim, który już-teraz-zaraz chce wszystkiego i obiecuje sobie, że będzie ćwiczył godzinę dziennie przez kwartał. Nawet z nastawieniem wyzwaniowym było mi czasem trudno wcisnąć ćwiczenia w napięty plan dnia (i zdarzało mi się jeździć na rowerze po Ogarniętych Poniedziałkach, tylko żeby zaliczyć kolejny dzień), a co masz powiedzieć ty, któremu nad głową nie wisi groźba publicznego przyznania się do porażki. :D Dlatego jestem taką wielką fanką mininawyków. Jeśli chcesz coś robić codziennie, zobowiąż się do 5 minut ćwiczeń zamiast 30 minut. Nawyk i tak powstanie, ty pewnie i tak poćwiczysz dłużej, ale w awaryjnych przypadkach – 5 minut i po sprawie.
  • jeśli coś działa – trzymaj się tego – na początku wyzwania mówiłam, że będę zmieniać, poprawiać i eksperymentować. Ostatecznie jedyne co musiałam zmienić, to dni niebiegowe, bo bieganie stało się moją ulubioną aktywnością w tym wyzwaniu. Nie kombinowałam więc za dużo z innymi sportami, bo wiedziałam, że za duży wybór sprawi, że odechce mi się w ogóle. Zresztą zastosowałam jeszcze jedną zasadę…
  • spraw, żeby to było ekscytujące, czyli moje ulubione „make it fancy” – autentycznie umierałam już z nudów na tym rowerku stacjonarnym, bo ileż można jeździć i oglądać kolejne seriale (ogólnie pewnie długo, ale mnie to jakoś nie rajcowało), dlatego zaczęłam szukać czegoś bardziej ekscytującego i w zgodzie ze mną. Dzięki temu trafiłam na… Ring Fita, czyli połączenie gry ruchowej z grą RPG. Więcej o Ring Ficie opowiadałam na Drugiej Kawce w listopadzie. To był absolutny strzał w dziesiątkę i drugi – po bieganiu – ulubiony spor miesiąca;
  • jesień jest piękna! – naprawdę. Wyjście z domu, szczególnie rankiem, zaowocowało zdjęciami, z których jestem szalenie dumna. Nie sądziłam, że na dworze jest tak ładnie – bieganie, bez patrzenia w komórkę, pozwoliło mi to docenić. Cudne uczucie.

Efekty wyzwania

Tu nie pojawią się żadne spalone kalorie czy kilogramy, bo celem było „zobaczę, czy mogę i co z tego wyjdzie” niż próba zrzucenia czegokolwiek.

Co nie zmienia faktu, że efekty się pojawiły:

  • więcej energii – codzienna aktywność dawała mi dużego kopa energetycznego i teraz, kiedy nie mogę się ruszać aż tyle ze względu na skręconą kilka dni temu kostkę, widzę sporą różnicę;
  • lepszy nastrój – nie od dziś wiadomo, że ruch nastrój poprawia, ale nie sądziłam, że to będzie aż tak widoczna zmiana. Mimo, że na dworze brzydko, przez cały ten czas fantastycznie się bawiłam i z rozmów z bliskimi wiem, że zmiana była widoczna;
  • bieganie jest super! – biegać zaczęłam dobre 2 tygodnie przed wyzwaniem (z kilkoma nieudanymi próbami od września), więc to nie jest tak, że odkryłam je dopiero teraz, ale widzę już, że będzie to moja najukochańsza forma aktywności. Cudownie biega się złotą polską jesienią, trochę gorzej zimą, ale dzięki bieganiu odpoczywam psychicznie i obecnie to jeden z moich ulubionych sposobów na relaks;
  • złe warunki atmosferyczne nie przeszkadzają tak, jakby się to wydawało – gdy nie chce nam się czegoś robić, to mamy tendencję do wyolbrzymiania jak trudne to będzie albo ile nam zajmie. Podobnie było z bieganiem. Miesiąc temu nigdy nie pomyślałabym, że będę biegać w deszczu, wietrze czy przy 3 stopniach na dworze – ale wyzwanie to wyzwanie i spróbować było trzeba. Okazało się, że to naprawdę da się przeżyć, a temperatura ok. 10 stopni to dla mnie najlepsze warunki na ruch. Nie oceniaj zanim nie spróbujesz;

Czy polecam wszystkim próbowanie? Zdecydowanie nie – i ja sama nie mam zamiaru za wszelką cenę ruszać się teraz po 30 minut dziennie. Ale wiem już, że bez problemu daję radę robić to dużo intensywniej niż sądziłam i czuję też, ile dobrego taki codzienny ruch mi daje. Więc z wyzwania wychodzę mądrzejsza i bogatsza co najmniej w 3-4 aktywne dni w tygodniu (jak tylko moja noga doprowadzi się do stanu używalności…).

A o tym, czego próbować będę następnym razem – już niedługo! Wpadnij na lifegeekowy instagram, by śledzić takie posty na bieżąco.