Praca. Zajmuje 1/3 naszego dnia. Kochasz ją, nienawidzisz, chcesz zmienić, rozwinąć, zostawić albo rzucić wszystko i wyjechać w Bieszczady. Praca.

Myślisz o niej w zasadzie bez przerwy. Jak jest dobrze, cieszysz się na następny dzień. Jeśli niedobrze, robi ci się słabo na samą myśl o poniedziałku.

Ba, założę się, że nawet teraz: czytasz to, zamiast pracować albo przed chwilą przemknęła ci przez myśl jakaś rzecz związana z pracą.

Tyle właśnie miejsca w twojej głowie zajmuje twój zawód, nawet jeśli pracujesz „tylko” 8 godzin. Jeśli jesteś pracownikiem wiedzy / pracownikiem kreatywnym i pracujesz, myśląc, to zaryzykuję stwierdzenie, że z pracy nie wychodzisz nigdy.

I mimo tego, że codziennie każdy z nas ma do czynienia z „pracą” (niezależnie, czego by nie dotyczyła), ciągle pokutuje w nas wiele mitów z nią związanych.

Każdy z nich mówi, jak ten mityczny „sukces” osiągnąć, albo dlaczego jeszcze go nie mamy.

Tradycyjnie, jak zawsze kiedy piszę o mitach, posłużę się odpowiednimi GIFami dla ilustracji.

Ten, kto pracuje ciężko, dużo osiągnie

„Ciężka praca” to w ogóle moja „ulubiona” zbitka wyrazów. Przed oczami staje mi od razu górnik w kopalni, hutnik albo pracownik na taśmie.

Bo w odniesieniu do ich pracy, bardzo ciężkiej zresztą, to stwierdzenie ma sens. Im więcej i ciężej pracujesz, tym więcej zrobisz i tym lepiej ci się będzie powodzić.

W przypadku pracowników wiedzy, już niekoniecznie.

Nie chodzi o to, by pracować ciężko – w potocznym rozumieniu tego słowa. Wypychać sobie terminarz po brzegi i przeciągać dniówkę do 10 czy 12 godzin.

Twój mózg zwyczajnie nie wytrzyma aż tyle i z 12 „ciężko przepracowanych” godzin efektywnie zagospodarujesz tylko kilka.

Więc nie, nie CIĘŻKA praca gwarantuje efekty, ale praca MĄDRA. Skupiona na najważniejszych priorytetach, zaplanowana, z poszanowaniem czasu na odpoczynek i strategiczne planowanie pracy.

Ciężko pracują tylko ci, którzy pracują 8+ godzin dziennie

Zacznijmy od tego, że co raz więcej państw eksperymentuje ze skróceniem dnia pracy dla pracowników wiedzy do 7, 6 czy nawet 5 godzin (5 godzin testują m.in. Niemcy). Niektóre nawet usuwają zupełnie jeden dzień pracy (jak na przykład japoński Microsoft). Duże korporacje doskonale zdają sobie sprawę, że w czasie 8 godzin wykonujemy zadania efektywnie… tak mniej-więcej połowę czasu. Reszta to: zbieranie się do wykonania zadania, spotkania, lunche, kawy itp…

Dlaczego więc zamiast postawić pracowników pod ścianą i wprowadzić monitoringi, skraca się im czas pracy?

Bo w ten sposób pracują efektywniej! Z perspektywą krótszego dnia pracy i wcześniejszego powrotu do rodziny, po prostu robią więcej. Eksperyment z „obcięciem” jednego dnia w Japonii przyniósł wzrost efektywności o 40%.

Nie chodzi oczywiście o to, żeby pobiec do swojego szefa i poprosić o zmniejszenie dniówki (już widzę, jak z radością się na to zgadza…), ale by nie dać się zwariować pracą 8h bez przerwy.

Ludzie, którzy twierdzą, że pracują bite 8 godzin, najzwyczajniej w świecie kłamią. ;)

Twoja efektywność po kilku godzinach pracy (ale takiej uczciwej pracy! ;)) zawsze będzie szorować o podłogę. Z każdą minutą będzie ci się trudniej skupić, a praca będzie szła wolniej.

Tak, twoja głowa męczy się równie szybko (a może nawet szybciej!) niż mięśnie. Dlatego by pracować EFEKTYWNIE 8 godzin, musisz dbać o odpowiednie rozłożenie zadań w ciągu dnia, przerwy i bloki pracy zamiast „nawalania w klawiaturę 8h”.

Jeśli robisz to, co kochasz, praca będzie lekka i przyjemna

Czyli mit powielany przez instagramowych influencerów, którzy przekonują cię, że po prostu leżą sobie plackiem na Bali, a pieniądze leją się na nich strumieniem.

Rozróżnijmy tu jednak dwie rzeczy:

Czy wszyscy powinniśmy robić to, co nas najbardziej pasjonuje – TAK.

(Jestem zresztą wśród moich znajomych znana z tego, że lubię mącić i namawiać do zmiany pracy. I mam w tym bardzo dobre wyniki. ;))

Uważam, że każdy powinien znaleźć w życiu taką pracę, która będzie mu sprawiać przyjemność. Chodzi mi oczywiście o zawód, niekoniecznie o środowisko pracy (możesz kochać swój zawód, a nie cierpieć firmy i odwrotnie). Jeśli masz spędzić na robieniu jednej rzeczy połowę życia, to czy naprawdę musisz robić to, czego nie lubisz?

NATOMIAST.

W każdej pracy będą rzeczy, których lubić nie będziesz. Mogą być to na przykład sprawy księgowe. Raporty. Sprzedawanie. Pisanie. Spotkania. Klienci.

Nie da się wykonywać zawodu, w którym 100% rzeczy będzie dla ciebie przyjemne. Tak wygląda życie. I nie ma co szukać zieleńszej trawy po drugiej stronie. Zawsze znajdzie się coś, czego lubić nie będziesz.

(O ile tym nielubianym aspektem nie jest po prostu firma. Wtedy zmieniaj ją czym prędzej!)

NATOMIAST (Edycja druga, poprawiona ;))

Nie zawsze jest tak, że wszystko, czego nie lubisz w pracy, musi być robione przez ciebie. Od tego są właśnie priorytety. Delegowanie. Automatyzowanie. Upraszczanie.

Więc tak, da się robić prawie-że-tylko-to, co kochasz. Jeśli nad tym popracujesz.

Pracowania nie można się nauczyć

Bo przecież można się nauczyć programowania, pisania, rysowania, składania grafiki, ale absolutnie nie da się nauczyć mądrej pracy.

To ulubiona wymówka ludzi, którzy nie chcą nic zmieniać. Dobrze im w ich małym piekiełku, z chaosem w terminarzu i deadline’ami na głowach.

Nie daj się zwieść. :)

Ja też kiedyś byłam niezorganizowana. Ciągle o wszystkim zapominałam, nic nie zapisywałam w kalendarzu. Plany i cele były tylko odległym marzeniem i nie przekuwały się na żadne realne działania.

Dziś jest o 15039292 razy lepiej, czym zresztą nieustannie dzielę się z tobą na blogu.

Podjęłam decyzję, by to zmienić i zmieniam to, krok po kroku. Testuję, sprawdzam, dowiaduję się jak lepiej zarządzać zadaniami, ustalać priorytety, wiedzieć co mnie rozprasza.

Więc wiem, że pracowania – mądrego pracowania – da się nauczyć. Trzeba tylko chcieć zacząć.

„Nie mam problemu z social mediami w pracy”

Pozwól, że ten gif odda moją wiarę w prawdziwość tego zdania:

O ile w ogóle nie korzystasz z mediów społecznościowych (a wiem, że tacy czytelnicy są, pozdrawiam ich serdecznie!), absolutnie nie jestem w stanie w to uwierzyć.

Jeśli możesz skończyć pracę w 2 godziny, ale zajmuje ci 2:40, bo zamiast pracować, scrollowałeś Facebooka, to znaczy, że problem istnieje.

Każdy z nas tak ma. Trudno wygrać z molochami, którzy zatrudniają ludzi odpowiedzialnych za projektowanie funkcji i interfejsów tak, byśmy nie chcieli z social mediów wychodzić.

Teraz pozostaje już tylko kwestia tylko, w jaki sposób (i czy) sobie z tym poradzisz.

Podpowiem od razu, że „silna wola” to w 99% przypadków za mało, żeby opanować chęć zerknięcia na Fejsa czy Instagrama.

Potrzebny jest system, sposób, działanie. Strategiczne podejście do tego kiedy i jak tych social mediów używać w trakcie pracy.

Nie da się zorganizować kreatywnej pracy

A razem z tym – „nie mogę pracować, jak nie mam weny”.

Jeszcze raz: NASZA. GŁOWA. TAK. NIE. DZIAŁA.

Najwięcej dobrych pomysłów przychodzi do głowy, kiedy… zaczynamy nad nimi pracować.

Tak samo zresztą myśli Robert Rodriguez (jeden z moich ulubionych reżyserów), który w wywiadzie dla Tima Ferrisa, w „Narzędziach Tytanów” mówi tak:

„Miałem taki zwyczaj, że wracałem do domu i musiałem narysować jedną historyjkę dziennie (…). Czasem nie czułem się na siłach, żeby wpatrywać się w pustą stronę, więc kładłem się i sprawdzałem, czy gotowa historyjka pojawi się w mojej głowie, jeśli tylko będę po prostu gapił się w sufit (…). Nigdy mi się to nie udało. Traciłem tylko czas. W końcu zrozumiałem, że jedynym sposobem jest rysowanie. Trzeba siedzieć i rysować, rysować, rysować. Któryś rysunek okaże się wreszcie zabawny albo intrygujący. (…) Wtedy wystarczy narysować kilka wypełniaczy i historyjka gotowa. Trzeba po prostu działać.”

Czekanie na wenę jest więc przereklamowane, podobnie jak wiara, że każdy, kto ma choć trochę wspólnego z wymyślaniem czegokolwiek w pracy jest od razu skazany na bycie artystą z rozwianym włosem i czerwonym szalikiem.

Każdą pracę da się zorganizować, a pracę kreatywną wręcz trzeba. I to nie ma nic wspólnego z „wymyślę grafikę dla klienta między 8:00 a 8:10”.

Chodzi o danie sobie swobody w ramach dnia poprzez zorganizowanie wszystkiego, co pracą kreatywną nie jest.

I uwierz mi, jako osoba, która lata zajmowała się zawodowo m.in. pisaniem – dopiero kiedy potrafiłam ten dzień poukładać, zaczęłam być naprawdę kreatywna.

Nie wtedy, kiedy czekałam „aż przyjdzie wena”.

Tylko niektóre osoby potrafią naprawdę się skoncentrować na ciężkiej pracy

Czyli: rodzimy się z pewnym poziomem koncentracji i on się nigdy nie zmienia. Jedni potrafią, drudzy nie potrafią, a w ogóle to każdy z nas byłby mistrzem gdyby nie to, że ciągle coś nam przeszkadza.

Mam tu dwie wiadomości – dobrą i złą.

Dobra jest taka, że koncentracja – w dużym uproszczeniu – nie jest cechą wrodzoną. Jest mięśniem. Można ją ćwiczyć (jak to zrobić, uczą się m.in. kursanci Skup Się Wreszcie).

Zła za to jest taka, że… trzeba ją ćwiczyć. Żadne narzędzie, żaden bloker ani magiczny lifehack nie sprawi, że nagle staniesz się mistrzem koncentracji. To wymaga pracy.

Nie jest tak, że „jestem taki zapominalski i już nic z tym się nie da zrobić”. Zawsze się da. Można koncentrację ćwiczyć, można wspierać się sposobami innych, technologiami czy szukać wsparcia, ale zawsze, ale to zawsze można się zmienić.

No chyba, gdybyś w to nie wierzył, to nie czytałbyś Life Geeka, prawda? ;)